To już 10 lat. Czas zleciał mi
bardzo szybko. Większość dni została spędzona w odosobnieniu na misjach, dzięki
których zatracałem się w życiu shinobi bez myślenia o przyziemnych sprawach
zwykłego człowieka. Nie założyłem rodziny i nie miałem przy sobie swojej
kobiety jak każdy znajomy mi rówieśnik. Odremontowałem rodzinny dom, ale w nim
nie przebywałem. Pustka wewnątrz mnie pogłębiała się w nim jeszcze bardziej.
Nie potrafiłem zaufać ani oddać cząstki siebie drugiej osobie. Kobiety zawsze
mnie irytowały. Patrzyły się tylko na zewnątrz i zakochiwały się we mnie,
psując mi humor swoimi głupimi pomysłami. Nie znały mnie, a ja nie miałem
ochoty na to, żeby wdawać się w jakeś zbędne interakcje. To takie przykre, że
jako młody chłopiec jako cel głosiłem, że chcę odbudować swój klan. Najwięcej
krwi popsuła mi różowowłosa. To ona była ze mną w drużynie siódmej. Przyznam,
że było na czym zawiesić oko jak podrosła, ale duma nie pozwalała mi się do
tego przyznać. A może tak naprawdę tylko siebie oszukiwałem.
- Dlaczego nie możesz wyjść z mojej
głowy – szepnąłem. Odpowiedział mi tylko szum drzew, które otaczały mój dom w
Konoha. Gdy wracałem z misji to przesiadywałem większość czasu na ganku. Dom
kojarzył mi się z moimi dziecięcymi wspomnieniami. W kuchni zawsze pachniało i
mama przygotowywała moje ulubione potrawy. Tato przebywał w domu rzadziej, ale
to Itachiego nigdy nie było. Za to, gdy tylko był, bawił się ze mną między
drzewami, zastępując mojego rodziciela zajętego pracą. Marzyłem o tym, żeby
stworzyć dom w którym będę traktować swoje dzieci tak, jak chciałem być
traktowany. Im bardziej zbliżałem się do trzydziestki tym słabiej sobie
radziłem z tym, że nie udało mi się osiągnąć tego, co zaplanowałem.
Późnym wieczorem pojawiłem się u
Hokage. Był nim ten głupek, Naruto. Był też moim przyjacielem. Wiele mu
zawdzięczałem. W chwilach słabości pomagał mi i starał się wspierać. Często
reagowałem złością, ale wybaczał mi to jak przystało na przyjaciela.
- Źle wyglądasz – stwierdził i
spoglądał na mnie znad biurka. Nie wyglądał lepiej. Przydałby mu się sen.
- Czy ty w ogóle wracasz kiedyś do
domu? – spojrzałem na niego spod byka – Masz dwójkę dzieci. Ogarnij się,
Naruto.
- Co ty niby możesz o tym wiedzieć
– wysyczał. Zdenerwował się i nagle kilkanaście klonów Naruto otoczyło mnie
trzymając mnóstwo kartek. – Nie dajemy już sobie z tym rady. Tego jest za dużo!
Jesteśmy szczęśliwi z bycia Hokage ale ta dokumentacja jest zbyt męcząca.
- Każesz swoim klonom to wypełniać?
– nie wierzyłem w to, co widzę. Naruto, ty idioto.
- Nie chcą mi pomagać! Na początku
się nabierały, ale kilka razy je tu zostawiłem i poszedłem na ramen.. i już nie
chcą tego robić - Naruto podrapał się po głowie i śmiejąc się głupkowato
klasnął w dłonie, po czym klony zniknęły a cała dokumentacja spadła na ziemię,
tworząc okropny bałagan. – Tylko mój podpis może się tu znaleźć, dlatego cały
czas siedzę i się tym zajmuję. Nie wiem, jak Tsunade mogła to ogarniać tak
łatwo. Dlaczego nikt mi nigdy nie powiedział, że bycie Hokage to…
- Zamilcz na moment, Naruto! –
warknąłem na niego. Zdziwiony blondyn przestał narzekać i niepewne wstał zza
biurka, żeby po chwili zacząć sprzątać bałagan. – Potrzebuję od ciebie porady –
dodałem, klnąc w myślach. Dlaczego nie mogłem zaprzyjaźnić się z kimś bardziej
ogarniętym. Na przykład Shikamaru. To najinteligentniejszy shinobi w Wiosce
Liścia.
- Chodzi ci o Sakurcię? – zapytał
się patrząc mi prosto w oczy. Szybko odwróciłem wzrok, ale złapał mnie. –
Wiedziałem – dodał zwycięskim tonem. – Nic przede mną nie ukryjesz, Sasuke.
- Tak, o Sakurę. – westchnąłem
zrezygnowany. Ona była ciągle w mojej głowie. Nie jako dziewczynka, ale jako
kobieta, która jako jedyna namieszała mi w głowie. Była jedna noc, podczas
której zbliżyliśmy się do siebie. Była cała moja, a ja jej. Do tej pory czuję
zapach jej włosów oraz lekkość jej drobnego ciała. To przez żywe wspomnienia
jednej nocy nie mogę nikogo sobie znaleźć. Tylko z nią chciałbym być i nie
potrafię pozbyć się tego z głowy. Od tamtej pory zwariowałem. A żeby było
gorzej, to nigdy nie mogłem ujrzeć jej ponownie ani z nią być. Myśląc o tym
zalewała mnie krew.
- Raikage przybędzie jutro. Będzie
z nim Sakura. Nie uciekaj przed nią.
- Mogłem nigdy nie uciekać. –
odpowiedziałem trochę za głośno. Nie zszokowało to Naruto, ponieważ zdawał
sobie sprawę z tego, jak bardzo chciałem z nią być. Szkoda tylko, że przeze
mnie wpadła w objęcia piątego Raikage, Darui. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
Naruto nie odpowiedział. Zrozumiał.
Koniec końców skończyliśmy z sake leżąc na stercie najważniejszych dokumentów w
mieście. Pijany śmiałem się z nim do rozpuku chcąc wyrzec się wszystkich
wspomnień i chodzących za mną emocji.
***
Witajcie!
Posiadam już bloga pod domentą another-story-of-itasaku. Tam wrzucać będę
opowieści tylko z tym paringiem. Z uwagi na to, że jestem również fanką
SasuSaku, postanowiłam stworzyć drugiego bloga, żeby wrzucać posty tematycznie.
Ta opowieść będzie główną na blogu. Czas akcji to 10 lat po 4 wojnie w Konoha.
Pierwszy post to taki pseudoprolog. Historia będzie opowiadana oczami Sakury
oraz Sasuke. Liczę na Wasza aktywność :) dodatkowo będzie publikowane na
wattpadzie. W tle mam zamiar publikować oczywiście ItaSaku. Niebawem też się
coś tam pojawi.
Ps. czekam na
wykonanie szablonu, więc ten jest tylko chwilowy. Nie jestem dobra w robienie
szablonów, więc mi wybaczcie jeśli źle się teraz będzie czytać.
Buziole ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz