niedziela, 3 listopada 2019

01. Konfrontacja


             Rodział 1 - Another Story of SasuSaku

        - Jesteśmy na miejscu. Konoha. – powiedział jeden z naszych najwierniejszych członków Wioski, C. Uwielbialam go, chyba głównie za wielkie podobieństwo do Naruto. Blonyn nie miał jednak takiego samego charakteru. To niesamowite, jak mogę tęsknić za takim głupolem, moim najwierniejszym przyjacielem.
            Moim oczom ukazał się znany mi bardzo dobrze mur z charakterystycznymi symbolami Wioski Liścia tuż nad głównym wejściem. Gdy wychyliłam głowę bardziej z eskortowanego przez służby powozu to usłyszałam szelest liści, śpiew ptaków oraz zapach świeżości. Niebo było błękitne i słońce przyjemnie grzało. Wiedziałam, dlaczego nigdy nie chciałam tu wrócić. Smutek po stracie tak cudownej osady jest nie do wyleczenia. 
            - Stęskniona? – sennie zapytał mnie mój mąż, Darui. Znany jest jako Piąty Raikage a najsłynniejsze jest chyba jego lenistwo. Odwróciłam się w jego stronę. Białe włosy opadały mu na twarz a spojrzenie wyrażało zmęczenie, co nie było nowością. Po chwili przyciągnął mnie do siebie, przytulił i znowu zasnął. Westchnęłam. Uścisk był zbyt mocny, żeby móc się wyswobodzić. Kiedyś dawał mi poczucie ciepła i bezpieczeństwa. Chociaż.. tak właściwie jak o tym myślę, to zdecydowanie za krótko mogłam się tym nacieszyć. Mój uśmiech od razu opadł.
            Podążaliśmy orszakiem główną aleją prowadzącą w głąb mojej rodzinnej osady. Coraz bardziej się denerwowałam, ale starłam się to przed Nim ukryć. Z pozoru byliśmy bardzo szczęśliwi, ale plotki nie mogły dać Darui spokoju. Chciał mnie sprawdzić. Nigdy nie planował mnie tu sprowadzić. Gdy poznaliśmy się przed laty to zakochał się we mnie na zabój. Wtedy znalazłam w jego ramionach pocieszenie. Byłam doceniona. Traktowana jak księżniczka. Jednak zabierał mi z czasem coraz więcej swobody. Nie pozwalał na smutek, ani tęsknotę. Nie widziałam od tamtego czasu Konohy. I gdy wszystko zaczęło się układać, to znaleźliśmy się tutaj.
            - Dawno nie widziałem Naruto.. – westchnął. – Poznałem go kiedyś. Fajny gość. Chociaż w Konoha było wielu ciekawych mężczyzn.. – mówiąc to wbił we mnie spojrzenie.
            Zazdrość go niszczyła. Nie ulegał już mojemu urokowi tak jak kiedyś. Odpychał mnie, odrzucał, ale równocześnie zachowywał się jak pies ogrodnika. Nie pozwalał mi na jakiekolwiek bliższe kontakty z mężczyznami. Myślałam, że kogoś ma ale sprawa ostatnimi czasy przybrała inny tor.. Musiałam zrobić wszystko, żeby zachować stary kolej rzeczy. Inaczej rozpęta się piekło. Słysząc głośny śmiech Naruto uśmiech sam zdecydował powrócić.
            - Sakurcia! W końcu się widzimy! – krzyknął, gdy Darui pomógł wyjść mi z naszego pojazdu. Obok niego stała Hinata oraz ich dwójka dzieci, Boruto i Himawari. Hinata przesyłała mi mnóstwo listów oraz fotografie, więc wiedziałam, żeby spodziewać się ich małych klonów.
            - Naruto! Hinata! I wasze klony! – zaśmiałam się i przytuliłam moją białooką przyjaciółkę. Przed moim odejściem z wioski bardzo się zżyłyśmy. Nigdy nie miałyśmy tak dobrego kontaktu.
            - A gdzie Sarada? Myślałam, że może pozna nasze dzieciaki. Boruto jest w podobnym wieku. – Hinata zachichotała. Uśmiech mi opadł. Poczułam rękę na biodrze. Darui. Zerknęłam na niego kątem oka.
            - Została w domu. Ostatnimi czasy nie czuła się najlepiej. Miała problem ze wzrokiem. Nie wiemy, co jej dolega. – wyjaśniłam. Swoją drogą liczyłam na to, że już jutro wyruszymy z powrotem. Nasza córka, Sardada, była jedynym pozytywem tego związku.
            - Ależ wy podobni do swoich rodziców. – powiedział do młodych Uzumakich. – To wręcz niebywale – dodał nieco ciszej, gdy zostaliśmy skierowani do oficjalnej siedziby Hokage. Miałam to usłyszeć. Nie odpowiedziałam.

            Gdy Darui wraz z Naruto poszli na wspólne rozmowy to Hinata od razu zabrała mnie z głównego holu. Oczekiwała wyjaśnień.
            - Sakura. Jestem zła. Nie ma ciebie tyle u nas. Nigdy nie przyjeżdżasz. Widzę, że coś jest nie tak między wami. Dlaczego się izolujesz. Potrzebujesz pomocy? – złapała mnie za dłonie. – Możesz mi zaufać. Nawet w listach nie jesteś już tak wylewna, jak kiedyś..
            - Bo są kontrolowane. – westchnęłam.
            - On sprawdza  twoje listy?! – powiedziała nieco za głośno. Od razu zaczęłam ją uciszać. Gdzieś tu krążył C, miał mnie pilnować. Kontrolując otoczenie i starając się kontrolować, gdzie znajduje się jego czakra ściszyłam głos i zbliżyłam się do ucha białookiej.
            - Hinata. Pamiętasz ten list, który udało mi się wysłać ostatnio? On nie był sprawdzony.
            - Kazałaś mi tak wpłynąć na Naruto, żeby Sasuke tu nie było… - odpowiedziała niepewnie.
            - Dokładnie. Ma go nie być przez cały nasz pobyt. Przez całą naszą wizytę. – dodałam ostrzej.
            - Sakura.. Minęło już sporo czasu…
            - Hinata, ty nie rozumiesz. – przerwałam jej lekko łamiącym się głosem.
            - Co się dzieje? – szepnęła.
            - Mogę ci zaufać? – spojrzałam jej prosto w biel jej oczu.
            - Sakura.. – skraciła mnie. – Co to za głupie pytanie.
            - Mam zdjęcie Sarady. Gdy była młodsza, to Darui wspominał, że przypomina jego ojca ale gdy urosła..
            Hinata zaniemówiła. Po kilku sekundach zabrała fotografię i schowała ją. Trzęsącą dłonią złapała mnie za rękę.
            - To nie jest jego dziecko.
            - Tu się z tobą zgodzę. – szepnęłam.
            - On nie wie.
            - Domyśla się. – odpowiedziałam.
            - Ouu… - skrzywiła się. – Jak to się w ogole stało..
            Spojrzałam na nią z przekąsem.
            - Chyba wiesz, skąd biorą się dzieci.
            Nie zdążyła nic odpowiedzieć. Z gabinetu Naruto wyszedł Darui a za nim roześmiany blondyn. Hinata przybrała maskę ukochanej żony i pociągnęła mnie za sobą. Czekał nas długi dzień.
                       

            Kolejne uderzenie miecza niszczyło to, co napotkało ostrze. Trwało to tak od kilku godzin. Czułem, że spływa ze mnie pot. Był środek dnia. Słońce paliło moją głowę. Zrzuciłem z siebie górę uniformu i zacząłem trenować dalej. Potrzebowałem ochłonąć, skupić myśli na czymś innym. Ale mi to kurewsko nie wychodziło. Wszędzie widziałem ją, myślałem tylko o niej. Miałem ochotę tam pójść, zabrać ją. Tylko duma mi nie pozwalała. Poza tym obiecałem Naruto, że nic nie odpierdolę. Nie byłem szanowany w świecie shinobi. Kolejny ruch staranował dwa wielkie drzewa. Ich huk musiał być słyszalny w sporej odległości. Kurwa! Nawet to mi nie pomaga. Wkurwiony rzuciłem miecz na ziemię. Otarłem twarz z potu. Zrezygnowany usiadłem w cieniu.
            Ciszę przerwał mi szelest. To był klon tego debila.
            - Naruto. – ryknąłem.
            Klon pojawił się przede mną. Lekceważąco się uśmiechnął i ukłonił w moją stronę.
            - Naruto kazał sprawdzić, co robisz. – zachichotał.
            - Mówił, że mam nie pojawiać się dzisiaj w wiosce.
            - Bo Haruno przyjechała? Słabiak z ciebie.
            Wlepiłem w niego wzrok.
            - Uchiha nie walczy  o swoje? – zaśmiał się.
            - Naruto, nie wkurwiaj mnie. – podniosłem głos.
            - Uchiha boi się różowej. – rechotał. Nie wytrzymalem. Rzuciłem w niego shirukenem, ale oczywiście po styknięciu się z tym dzbanem zniknął. Co za kretyn.
            Chwilę później już mnie tu nie było.

           
            Naruto oprowadził nas po wiosce. Odwiedziliśmy szpital w którym wiwatowano na mój widok. Zrobiło mi się przykro, bo w Wiosce Ukrytej w Chmurach nie mogłam wykonywać swojego zawodu. Jako żona Raikage większość czasu spędzałam w jego posesjach. Nie powiem, wizyta w moim ukochanym szpitalu w Konoha zrobiła wrażenie na Darui ale nie po to tu przybyliśmy. Taki leń nie pokonuje tylu setek kilometrów w byle błahym powodzie. Gdy złapał mnie za rękę to poczułam nieprzyjemny dreszcz. Miedzy nami był taki straszny kwas.. Nie mogłam już tego znieść.  
            - Jestem zmęczona. – powiedziałam pod nosem.
             - Kochanie, nie musisz się dłużej męczyć. Możesz pójść udać się już na odpoczynek. Potowarzyszę dzisiaj jeszcze Hokage. – powiedział i ucałował mnie w policzek. Niepewnie na niego spojrzałam. Wydawał się.. bardziej szczęśliwy? Trudno to ocenić, ale.. widocznie mój plan działał prawidłowo. Nie nawinął się na Sasuke więc wszystko było pod kontrolą.
            Gdy opuściłam zgromadzenie i C zaprowadził mnie wraz z konohijską obstawą do naszego tymczasowego lokum, to po wejściu do środka rozpłakałam się. Usiadłam na ziemi i złapałam się za głowę. To nie tak miało wyglądać. Dalej kochałam Sasuke. Gorycz przelewał fakt, że Sarada była jego córką.  Jaka ja byłam głupia, że tkwiłam w tym tyle lat. Tylko nie miałam tej świadomości, będąc w ciąży, że to jego dziecko noszę w swoim łonie. Gdyby on się dowiedział, że mu nie powiedziałam… I gdyby Darui się dowiedział, że plotki to prawda.. Coraz bardziej planowałam wdrożyć jako plan naszą wspólną ucieczkę, mojej i Sarady, jak najdalej. Najgorsze w tym wszystkim było to, że u młodej budził się sharingan. Zrezygnowana podeszłam do barku. Zaczynałam popadać w alkoholizm.

   - Jesteśmy na miejscu. Konoha. – powiedział jeden z naszych najwierniejszych członków Wioski, C. Uwielbialam go, chyba głównie za wielkie podobieństwo do Naruto. Blonyn nie miał jednak takiego samego charakteru. To niesamowite, jak mogę tęsknić za takim głupolem, moim najwierniejszym przyjacielem. 

Moim oczom ukazał się znany mi bardzo dobrze mur z charakterystycznymi symbolami Wioski Liścia tuż nad głównym wejściem. Gdy wychyliłam głowę bardziej z eskortowanego przez służby powozu to usłyszałam szelest liści, śpiew ptaków oraz zapach świeżości. Niebo było błękitne i słońce przyjemnie grzało. Wiedziałam, dlaczego nigdy nie chciałam tu wrócić. Smutek po stracie tak cudownej osady jest nie do wyleczenia.  
- Stęskniona? – sennie zapytał mnie mój mąż, Darui. Znany jest jako Piąty Raikage a najsłynniejsze jest chyba jego lenistwo. Odwróciłam się w jego stronę. Białe włosy opadały mu na twarz a spojrzenie wyrażało zmęczenie, co nie było nowością. Po chwili przyciągnął mnie do siebie, przytulił i znowu zasnął. Westchnęłam. Uścisk był zbyt mocny, żeby móc się wyswobodzić. Kiedyś dawał mi poczucie ciepła i bezpieczeństwa. Chociaż.. tak właściwie jak o tym myślę, to zdecydowanie za krótko mogłam się tym nacieszyć. Mój uśmiech od razu opadł.
Podążaliśmy orszakiem główną aleją prowadzącą w głąb mojej rodzinnej osady. Coraz bardziej się denerwowałam, ale starłam się to przed Nim ukryć. Z pozoru byliśmy bardzo szczęśliwi, ale plotki nie mogły dać Darui spokoju. Chciał mnie sprawdzić. Nigdy nie planował mnie tu sprowadzić. Gdy poznaliśmy się przed laty to zakochał się we mnie na zabój. Wtedy znalazłam w jego ramionach pocieszenie. Byłam doceniona. Traktowana jak księżniczka. Jednak zabierał mi z czasem coraz więcej swobody. Nie pozwalał na smutek, ani tęsknotę. Nie widziałam od tamtego czasu Konohy. I gdy wszystko zaczęło się układać, to znaleźliśmy się tutaj. 
- Dawno nie widziałem Naruto.. – westchnął. – Poznałem go kiedyś. Fajny gość. Chociaż w Konoha było wielu ciekawych mężczyzn.. – mówiąc to wbił we mnie spojrzenie.
Zazdrość go niszczyła. Nie ulegał już mojemu urokowi tak jak kiedyś. Odpychał mnie, odrzucał, ale równocześnie zachowywał się jak pies ogrodnika. Nie pozwalał mi na jakiekolwiek bliższe kontakty z mężczyznami. Myślałam, że kogoś ma ale sprawa ostatnimi czasy przybrała inny tor.. Musiałam zrobić wszystko, żeby zachować stary kolej rzeczy. Inaczej rozpęta się piekło. Słysząc głośny śmiech Naruto uśmiech sam zdecydował powrócić.
- Sakurcia! W końcu się widzimy! – krzyknął, gdy Darui pomógł wyjść mi z naszego pojazdu. Obok niego stała Hinata oraz ich dwójka dzieci, Boruto i Himawari. Hinata przesyłała mi mnóstwo listów oraz fotografie, więc wiedziałam, żeby spodziewać się ich małych klonów. 
- Naruto! Hinata! I wasze klony! – zaśmiałam się i przytuliłam moją białooką przyjaciółkę. Przed moim odejściem z wioski bardzo się zżyłyśmy. Nigdy nie miałyśmy tak dobrego kontaktu.
- A gdzie Sarada? Myślałam, że może pozna nasze dzieciaki. Boruto jest w podobnym wieku. – Hinata zachichotała. Uśmiech mi opadł. Poczułam rękę na biodrze. Darui. Zerknęłam na niego kątem oka.
- Została w domu. Ostatnimi czasy nie czuła się najlepiej. Miała problem ze wzrokiem. Nie wiemy, co jej dolega. – wyjaśniłam. Swoją drogą liczyłam na to, że już jutro wyruszymy z powrotem. Nasza córka, Sardada, była jedynym pozytywem tego związku.
- Ależ wy podobni do swoich rodziców. – powiedział do młodych Uzumakich. – To wręcz niebywale – dodał nieco ciszej, gdy zostaliśmy skierowani do oficjalnej siedziby Hokage. Miałam to usłyszeć. Nie odpowiedziałam. 

Gdy Darui wraz z Naruto poszli na wspólne rozmowy to Hinata od razu zabrała mnie z głównego holu. Oczekiwała wyjaśnień. 
- Sakura. Jestem zła. Nie ma ciebie tyle u nas. Nigdy nie przyjeżdżasz. Widzę, że coś jest nie tak między wami. Dlaczego się izolujesz. Potrzebujesz pomocy? – złapała mnie za dłonie. – Możesz mi zaufać. Nawet w listach nie jesteś już tak wylewna, jak kiedyś..
- Bo są kontrolowane. – westchnęłam.
- On sprawdza  twoje listy?! – powiedziała nieco za głośno. Od razu zaczęłam ją uciszać. Gdzieś tu krążył C, miał mnie pilnować. Kontrolując otoczenie i starając się kontrolować, gdzie znajduje się jego czakra ściszyłam głos i zbliżyłam się do ucha białookiej.
- Hinata. Pamiętasz ten list, który udało mi się wysłać ostatnio? On nie był sprawdzony. 
- Kazałaś mi tak wpłynąć na Naruto, żeby Sasuke tu nie było… - odpowiedziała niepewnie.
- Dokładnie. Ma go nie być przez cały nasz pobyt. Przez całą naszą wizytę. – dodałam ostrzej. 
- Sakura.. Minęło już sporo czasu…
- Hinata, ty nie rozumiesz. – przerwałam jej lekko łamiącym się głosem.
- Co się dzieje? – szepnęła.
- Mogę ci zaufać? – spojrzałam jej prosto w biel jej oczu.
- Sakura.. – skraciła mnie. – Co to za głupie pytanie. 
- Mam zdjęcie Sarady. Gdy była młodsza, to Darui wspominał, że przypomina jego ojca ale gdy urosła.. 
Hinata zaniemówiła. Po kilku sekundach zabrała fotografię i schowała ją. Trzęsącą dłonią złapała mnie za rękę. 
- To nie jest jego dziecko.
- Tu się z tobą zgodzę. – szepnęłam. 
- On nie wie. 
- Domyśla się. – odpowiedziałam.
- Ouu… - skrzywiła się. – Jak to się w ogole stało..
Spojrzałam na nią z przekąsem.
  - Chyba wiesz, skąd biorą się dzieci.
Nie zdążyła nic odpowiedzieć. Z gabinetu Naruto wyszedł Darui a za nim roześmiany blondyn. Hinata przybrała maskę ukochanej żony i pociągnęła mnie za sobą. Czekał nas długi dzień. 

Kolejne uderzenie miecza niszczyło to, co napotkało ostrze. Trwało to tak od kilku godzin. Czułem, że spływa ze mnie pot. Był środek dnia. Słońce paliło moją głowę. Zrzuciłem z siebie górę uniformu i zacząłem trenować dalej. Potrzebowałem ochłonąć, skupić myśli na czymś innym. Ale mi to kurewsko nie wychodziło. Wszędzie widziałem ją, myślałem tylko o niej. Miałem ochotę tam pójść, zabrać ją. Tylko duma mi nie pozwalała. Poza tym obiecałem Naruto, że nic nie odpierdolę. Nie byłem szanowany w świecie shinobi. Kolejny ruch staranował dwa wielkie drzewa. Ich huk musiał być słyszalny w sporej odległości. Kurwa! Nawet to mi nie pomaga. Wkurwiony rzuciłem miecz na ziemię. Otarłem twarz z potu. Zrezygnowany usiadłem w cieniu.
Ciszę przerwał mi szelest. To był klon tego debila. 
- Naruto. – ryknąłem.
Klon pojawił się przede mną. Lekceważąco się uśmiechnął i ukłonił w moją stronę.
- Naruto kazał sprawdzić, co robisz. – zachichotał.
- Mówił, że mam nie pojawiać się dzisiaj w wiosce.
- Bo Haruno przyjechała? Słabiak z ciebie.
Wlepiłem w niego wzrok. 
- Uchiha nie walczy  o swoje? – zaśmiał się.
- Naruto, nie wkurwiaj mnie. – podniosłem głos.
- Uchiha boi się różowej. – rechotał. Nie wytrzymalem. Rzuciłem w niego shirukenem, ale oczywiście po styknięciu się z tym dzbanem zniknął. Co za kretyn. 
Chwilę później już mnie tu nie było.

Naruto oprowadził nas po wiosce. Odwiedziliśmy szpital w którym wiwatowano na mój widok. Zrobiło mi się przykro, bo w Wiosce Ukrytej w Chmurach nie mogłam wykonywać swojego zawodu. Jako żona Raikage większość czasu spędzałam w jego posesjach. Nie powiem, wizyta w moim ukochanym szpitalu w Konoha zrobiła wrażenie na Darui ale nie po to tu przybyliśmy. Taki leń nie pokonuje tylu setek kilometrów w byle błahym powodzie. Gdy złapał mnie za rękę to poczułam nieprzyjemny dreszcz. Miedzy nami był taki straszny kwas.. Nie mogłam już tego znieść.
- Jestem zmęczona. – powiedziałam pod nosem.
- Kochanie, nie musisz się dłużej męczyć. Możesz pójść udać się już na odpoczynek. Potowarzyszę dzisiaj jeszcze Hokage. – powiedział i ucałował mnie w policzek. Niepewnie na niego spojrzałam. Wydawał się.. bardziej szczęśliwy? Trudno to ocenić, ale.. widocznie mój plan działał prawidłowo. Nie nawinął się na Sasuke więc wszystko było pod kontrolą.
Gdy opuściłam zgromadzenie i C zaprowadził mnie wraz z konohijską obstawą do naszego tymczasowego lokum, to po wejściu do środka rozpłakałam się. Usiadłam na ziemi i złapałam się za głowę. To nie tak miało wyglądać. Dalej kochałam Sasuke. Gorycz przelewał fakt, że Sarada była jego córką.  Jaka ja byłam głupia, że tkwiłam w tym tyle lat. Tylko nie miałam tej świadomości, będąc w ciąży, że to jego dziecko noszę w swoim łonie. Gdyby on się dowiedział, że mu nie powiedziałam… I gdyby Darui się dowiedział, że plotki to prawda.. Coraz bardziej planowałam wdrożyć jako plan naszą wspólną ucieczkę, mojej i Sarady, jak najdalej. Najgorsze w tym wszystkim było to, że u młodej budził się sharingan. Zrezygnowana podeszłam do barku. Zaczynałam popadać w alkoholizm. 

            - Sporo tego. Szykuje się tu jakaś impreza? – usłyszałam głos. Ten głos. W odbiciu eleganckiej zastawy widziałam krucze włosy. Gdy odwróciłam się to poczułam, że serce staje mi w miejscu. Był wyższy, bardziej mężny. Wiek dodał mu uroku. Sasuke..
       

           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz