Zapach
świeżo zaparzonej kawy, ryk klaksonów, szum miasta i fajka to coś, czego mi
brakowało. Siedziałam na obskurnym balkonie, na którym wisiały nasze ozdoby,
przeróżne świecidełka w orientalnym stylu rozmieszczone bardzo chaotycznie, co
nadawało uroku temu miejscu. Największą powierzchnię zajmowało kilka poduszek,
które wzięłam z salonu i rozłożyłam się opierając nogi na barierce. Spoglądając
na moje różowe serduszka zaciągałam się i wydychałam dym, robiąc to tak w kółko
od jakiejś godziny. W swoim dawnym pokoju miałam schowaną paczkę fajek, których
już nigdy nie miałam ruszyć ale uzależniłam się na początku studiów i nie
mogłam przestać. Jak mi brakowało tego miasta. Wolałam ryk samochodów i
wszechobecne spaliny o wiele bardziej, niż nasz rodzinny dom położony na uboczu
Tokio w bogatej dzielnicy. Czułam się tam jak w więzieniu. Wysokie mury,
całodobowa ochrona. Wolałam Nowy Jork i pełno chodzących za mną przypałów w tym
miejscu. Do tej pory zastanawiało mnie, jak na jednej z imprez paradowałam nago
po Central Parku albo jechałam z randomowymi ludźmi na imprezę kilkadziesiąt
kilometrów dalej od granic miasta, godząc się na jazdę bez kasku na tylnym
siedzeniu motoru.
Urodziłam się w Tokio, ale nie było dane długo mi tam
mieszkać. Moja mama została zamordowana, gdy miałam zaledwie trzy latka. Ojciec
wysłał mnie do Szwajcarii do domu moich dziadków od strony mamy, którzy
wychowywali mnie i szkolili w językach obcych. To tam zafascynowałam się
sportami zimowymi i poznałam Hinatę, moją pierwszą i najdłuższą stażem
przyjaciółkę. Morderstwo mojej mamy było na tle politycznym. Moi rodzice
udzielali się wtedy w mediach i po tym tato całkowicie od tego odszedł. Skupił
się na naszej rodzinnej firmie farmaceutycznej. W wieku 15 lat wróciłam do
Japonii i te 4 lata, które tam spędziłam były dla mnie mordęgą. Miałam
prywatnego nauczyciela i dla relaksu moja macocha zapisała mnie na balet.
Poznałam tam Ino, z którą początkowo miałam mocną kosę ale ostatecznie się pokochałyśmy
jak siostry. Dzięki niej poznałam kilka bardzo uroczych dziewczyn, ale nie pasowałam
do tego miejsca. Gdy ukończyłam szkołę średnią to wymyśliłam sobie studia poza
Japonią. Mój ojciec ucieszył się, gdy usłyszał o Nowym Jorku. Bardzo mnie
wspierał w tej kwestii. Dostałam się na farmację, do której moi krewni mnie nie
zmuszali, ale w ich mniemaniu byłoby miło, jakbym skończyła cokolwiek
związanego z farmacją lub marketingiem. Generalnie to nie miałam problemów ze
swoją rodziną, a tłoczne święta to u nas tradycja. Nie sądziłam, że te zgredy
są zdolne do takiego bestialstwa! Zezłoszczona zauważyłam, że wypaliłam całą
paczkę. Kurwa!
Gdy wróciłam z powrotem do mieszkania to Tenten tworzyła
coś w kuchni. Mówiła, że to omlety i ochrzaniła mnie za fajki, bo bardzo
śmierdziałam. Ja z kolei wypuszczałam wszystko, co mówiła drugim uchem i
schowałam się w pokoju. Schowałam głębiej połowę ciuchów w mojej szafie, które
mi schowała do walizki i postanowiłam przygotować dla niej kartkę z informacją,
gdzie je znajdzie. Oczywiście, że nie mogłam jej tego powiedzieć przed wylotem,
bo kazałaby mi to wsadzić z powrotem. Przesadziła z ilością. Spakowała mnie jak
na pół roku. Planowałam spędzić na Hawajach maksymalnie miesiąc. W sumie to nie
wiedziałam za bardzo, co tam pocznę ale ze wstępnego researchu w Googlach
wywnioskowałam, że główna wyspa jest najdroższa ale tam mogę znaleźć
jakąkolwiek pracę. Gdy się wstępnie ustabilizuję to pomyślę nad Szwajcarią, a w
najgorszym wypadku przeniosę na inną wyspę i zatrudnię w jakimś hotelu na sezon
i zbiorę większą ilość gotówki. Z zadumy wyrwało mnie pukanie do drzwi mojego
pokoju.
- Śniadanko! – powiedziała głośno Tenten. – Chodź, bo
chyba wyszło nawet zjadliwe.
Wzdrygnęłam się
przypominając sobie zdolności Tenten w kuchni.
Podczas
śniadania omijałam widelcem surowe jajko. Tenten dala to na za duży ogień i
smażyła za krótko. Ale owocki na górze były wyborne.
-
Skąd masz to na szyi? – zapytała mnie i wpatrywała się na mnie, jak na swoją
ofiarę. Zmarszczyłam brwi.
-
Co? Gdzie? – wyprostowałam się i wyjęłam telefon, żeby się w nim przejrzeć.
Tenten zachichotała.
-
Czegoś chyba nie wiem.. – powiedziała i wstała, żeby zdjąć z parapetu lusterko.
– W telefonie nic nie zobaczysz, masz.
Strzeliłam
buraka, gdy zobaczyłam o co jej chodzi. Malinka.
-
No, no.. I się mi tu nie chwalisz? – rzuciła z udawanym żalem i udając foch z
przytupem odwróciła się. A gdy ja wróciłam do moich wspomnień to poczułam, że z
wrażenia mam gęsią skórkę i moje hormony zaczynają pracować tak, jak nie
powinny.
-
Byłam na imprezie. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-
Wiem, że byłaś na imprezie. I czekam na gorące ploteczki! – krzyknęła mi nad
głową i złapała mnie za ramiona. – Masz jego numer? Jak wygląda? Wysoki? Mocno
zbudowany?
-
Tenten! – złapałam się za głowę. – Idźże ode mnie! – zdenerwowałam się. Ona
zawsze tak robiła, nic się nie zmieniło.
-
Sakura, od ponad dwóch lat nie mogłam przyłapać ciebie na byciu z kimkolwiek.
Już zastanawiałam się, czy wszystko jest z tobą okey. – niezadowolona burknęła –
A tu proszę, czerwienisz się bardziej niż włosy tej dziwki Karin z Tokio!
Ajj
Karin. Tenten również pochodziła z Tokio. Nie było nam dane się tam poznać, ale
obie poznałyśmy Karin. Chyba przez wspomnienia tej zołzy się tak mocno
zgadalyśmy.
-
Był pewien facet. – zaczęłam tajemniczo – I tak, skończyliśmy w łóżku. Masz
mnie! – zaczęłam zakrywać buraka pod moimi rękoma.
Tenten
wzięła krzesło i usiadła praktycznie przy mnie. Złapała mnie za ręce i kazała
opowiadać dalej. Opowiedziałam jej, jak znudzona imprezą wyszłam zapalić.
Mnóstwo osób się do mnie przystawiało, proponowało drinki i łapało za pupę. Nie
byłam przeciwna tańcu, co swoją drogą uwielbiałam i wywijałam tam chyba za
bardzo i to mogło być przez wiele zboczonych samców źle zinterpretowane. Ino
wykupiła nam lożę vipowską, stąd do tarasu dostępu nie miał każdy i mogłam
zapalić z przecudowną panoramą na centrum Tokio. W tle widziałam wieżowce wielu
korporacji, a czołowe miejsce zajmowało Uchiha Company, które wybudowało w zeszłym roku
najwyższy wieżowiec Japonii. Dalszą część historii stanowiły rozmowy z
brunetem, który, jak to się okazało, był tam przede mną i go nie zaważyłam. Na
początku chciał mnie wygonić, bo według niego zabierałam mu czysty tlen, ale
koniec końców zaczęliśmy rozmawiać i nie mogliśmy przestać. No i skończyło się
w hotelu. Tak, chciałam tego od samego początku. Gdy tylko na niego popatrzyłam
to nie mogłam się mu oprzeć. Był bardzo męski, jego głęboki baryton działał kojąco
na te przeklęte techno lecące w środku. Potrafił ze skupieniem słuchać tego, co
mówię. Miał bardzo ciekawe spostrzeżenia i nie raz próbował mnie zagiąć, ale mu
to nie wychodziło. Ale wracając do jego zewnętrznych atutów.. Jak on był
genialnie zbudowany. Nie aż za nadto, ale wszystko było idealnie zarysowane.
Był ode mnie sporo wyższy, co mnie mocno kręciło. Gdy jechaliśmy do hotelu, to
wymienialiśmy całą ślinę, jaką tylko mieliśmy. Współczuję taksówkarzowi, jak
teraz o tym myślę. Generalnie to prawie rozebraliśmy się w windzie i gdy
dotarliśmy do pokoju to pierwszy raz zrobiliśmy to na stojąco przy ścianie. Nie
wiem, skąd mieliśmy tyle energii ale poszliśmy spać po wschodzie słońca. Witając
nowy dzień siedzieliśmy na hotelowym tarasie. To znaczy, on siedział a ja już
prawie odlatywałam siedząc u niego na kolanach.
-
Tenten, a wiesz co jest najgorsze.. – powiedziałam czując zażenowanie.
-
Stara, jak powiesz, że nie masz kontaktu z tym ziomem, co przejrzę cały
Internet, żeby go wystalkować po twoim rysopisie. Możemy nawet zrobić portret
pamięciowy – zafiksowana Tenten miała już w ręce ołówek.
-
Tenten, odjebałam jeszcze lepiej. Ja nawet nie pamiętam, jak on się nazywa! – schowałam
twarz w dłoniach. Dopiero teraz sobie to uświadomiłam. – Wiem, że pomazałam mu
jego idealną klatę, gdy wstałam jakieś
dwie godziny później, moją czerwoną szminką i chyba czytelnie zapisałam swój
numer. Nie mogłam znaleźć żadnego długopisu ani nic. Mam nadzieję, że oddzwoni.
– dodałam rozmarzonym głosem.
-
Na numer, do którego już nigdy będziesz miała dostępu..
-
.. bo wyrzuciłam kartę na lotnisku. Ja pierdolę, Tenten! – dokończyłam za
brunetkę.
-
To żeś odjebała, Sakura. – dodała po chwili. Widziałam jej szczere zmartwienie.
– Naprawdę mogę zrobić ci ten rysopis.
-
Tenten, to była moja jedyna nadzieja na to, żeby nie wychodzić za mąż za kogoś,
kogo sobie wybrali! On nie pozwoliłby. On ma silny charakter. Wspominał coś, że
ma jakaś firmę. Na pewno nie mogliby marudzić. – zaczęłam chlipać. – Stara, ja
się chyba w nim zakochałam.
-
Sakura, nie przesadzaj. Cieszę się, że koleś ci się spodobał, ale nie znasz go
długo. Pomogę ci do niego dotrzeć, ale nie rozklejaj się tak. Oj, stara. –
przytuliła mnie do siebie. Tak naprawdę płakałam, bo przygniotła mnie sytuacja
ze tym ślubem. Ale miałam też do siebie żal, że nie zapamiętałam jednego
głupiego imienia. Przedstawiał mi się, a podczas naszych miłosnych uniesień wymawiałam
wiele razy jego imię.
-
On ma imię na tę samą literę, co ja. – szepnęłam. I tu mi zaświtała myśl. Przecież
miałam to na swojej szyi. – Dał mi łańcuszek. W ogóle o tym nie myślałam.
Tenten
momentalnie się odsunęła i spojrzała na naszyjnik, który odsłoniłam spod
koszulki. Srebrna zawieszka była w kształcie S. Od razu zdjęłyśmy znalezisko i
zaczęłyśmy obracać, oglądać z każdej strony.
-
Wiem tyle, że jest dobre jakościowo. Byle gdzie tego nie kupił.
-
Mówił, że dostał od swoich dziadków i żebym mu nie uciekła, to mi to zawiesi.
-
Jak słodko.. – rozmarzyła się Tenten. – Szkoda, że Kiba nie był zdolny do
takich gestów. – westchnęła ciężko. I nastrój prysł. Teraz ona się rozpłakała.
Oj z tymi babami, ciężko z nami.
Siedziałem
z chłopakami na plaży. Mieliśmy rozpalonego grilla i pracownicy zaczęli
przygotowywać mięso. Pobyt rozpoczął się na początku wielką kłótnią na lotnisku
dwóch debili, na których teraz spoglądałem. Deidara i Hidan, który zaliczyli
noc wcześniej, z zadowoleniem pili kolejnego drinka i opowiadali, jacy to oni
nie są. Pozostali też chwalili się tym, co nawywijali. Wyjątkiem był Naruto i
Shikamaru, którzy owszem, też uwielbiali pójść w tango ale nie zaliczali
wszystkiego, co żyje. Itachi kiedyś podobnie do Deidary i Hidana, ale po
szybciej żeniaczce mu przeszło i do teraz widział skutki związania się zbyt
szybko z niewłaściwą kobietą. Z kolei Kiba był dzisiaj dla mnie zagadką, bo
jako jedyny z nas był w dłuższym związku. Poszedł mocno w balet, ale bardziej
zależało mu chyba na zapiciu smutków.
-
Sasuke, opowiadaj – powiedział Suigetsu. Zapomniałem, że tu jest. To mój
kumpel, którego poznałem na obozach ze szczeniackich lat. Cieszyłem się, że
Itachi go tu z nami zabrał. – Co się dzieje?
-
Gówno się dzieje – odpowiedziałem patrząc się w dalej błękit oceanu.
Obserwowałem, jak fale dobijają do brzegu i tak w kółko.
-
Daj sobie pomóc. – nie odpuszczał. Wywróciłem oczami.
-
Zostawisz mnie samego?
-
Nie. – warknął. – Wiem, że coś jest z tobą nie tak. To nie ten Sasuke. Jesteś
gburem, ale nie zawieszasz się przez dwie doby bez przerwy.
-
Myślę. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Ten tylko z bezsilności zamknął oczy.
-
Niech zgadnę, o t e j kobiecie? - dość mocno artykułując jeden wyraz spojrzał
mi prosto w oczy. Wiedział, kiedy kłamię. Miał mnie na talerzu.
-
Tak.. – niechętnie odpowiedziałem.
- Chłopaki wszystko już wiedzą. Nie ukryjesz
tego.
-
Suigetsu, nie wiem co ona ze mną zrobiła, ale nie mogę przestać o niej myśleć. –
przyznałem szczerze.
-
Moim zdaniem powinieneś pomóc w poszukiwaniach. Skupić się teraz tylko na jej
bezpieczeństwie. Skąd wiesz, czy jej ucieczka była zamierzona. – zaczął robić
mi mętlik w głowie.
-
Przestań – zganiłem go.
-
Nie, nie przestań. Sasuke, to spadkobierczyni największej firmy farmaceutycznej
w Azij. A do tego jest laską 10/10.
-
Moim zdaniem wykracza poza tę prymitywną skalę – przerwałem mu. Po chwili
zrobiło mi się głupio. Ten zaczął głupkowato trzepać się ze śmiechu. Prostacko
to wyglądało, ale i tak go uwielbiałem.
-
To co, Sasuke gotowy do akcji? – podjudzał mnie.
A
ja widziałem tylko jej wielkie szmaragdowe oczy, czułem ten wyjątkowy zapach i
nie mogłem znieść myśli, że nie miałem jej tak długo w swoich ramionach.
-
Gdzie jest Itachi? Potrzebujemy zorganizować transport do Nowego Jorku.
Samolot
miał opóźnienie ponad 5 godzin. Czekałam na lotnisku i z irytacją spoglądałam
na godziny wylotów. Kręciłam się w kółko i zaczynałam chyba wzbudzać
podejrzenia ochroniarzy. Tenten nie odprowadzała mnie, bo na pewno ktoś z
informatorów mojej rodziny już wiedział, żeby zacząć sprawdzać co ona robi. Trochę
się u niej zasiedziałam, więc miałam obawy, że złapią mnie właśnie na tym
lotnisku, ale odkąd tu przyszłam to mogłam cieszyć się wolnością w stanie
nienaruszonym. Znudzona podeszłam do wielkiej szyby, przez którą widoczne były
startujące samoloty jak i te lądujące. Moją uwagę przykuł prywatny odrzutowiec,
który właśnie lądował. Dokąd tylko mogłam mieć go w zasięgu wzroku, to spoglądałam
i obserwowałam jak perfekcyjnie traci prędkość i zniknął mi z zasięgu.
Widziałam czasem takie samoloty w Tokio.
-
Szanowni państwo, lot 3228EA…– do moich uszu dobiegł mój numer lotu. Właśnie
zaczynał się boarding. Prędko pobiegłam w stronę bramek. Z zadowoleniem
wręczyłam swój bilet i mogłam przejść dalej w stronę płyty lotniska. Już
prawie!
Przylecieliśmy
przed czasem. Wszyscy chcieli przelecieć się tym cackiem. Itachi polecił ojcu
kupno takiego samolotu i zadowoleni wybraliśmy najlepszy model, ku
niezadowoleniu mamy. Ona to przykład chorobliwego przewrażliwienia. Nowy Jork,
aż głupio mi się zrobiło, gdy uświadomiłem sobie, że nigdy mnie tu nie było.
Było nas stać na podróże w każdy zakątek świata, ale sporą część mojego życia
spędziłem na nauce języków, dbaniu o swoją kondycję i rozrabianiu z moimi
znajomymi. Gdy opuściliśmy samolot to przewieziono nas do głównej części
lotniska.
-
Twoja królewna mieszkała tutaj 5 lat. – szepnął mi do ucha Hidan.
-
A jeśli miała tutaj jakiegoś lowelasa? – z drugiej strony zaszedł mnie Deidara.
-
To go wykastruję. – odpowiedziałem, patrząc z chęcią mordu na ich obu.
-
Możemy zacząć od jej mieszkania. – powiedział Kiba. Zgłosił się na przewodnika.
Jako jedyny z nas znał to miasto, bo też tu studiował. – Mieszka z moją
dziewczyną.
-
To ty ją jednak masz? – zdziwił się Deidara.
-
Mieliśmy małe zawirowania, ale nie zerwaliśmy.. – odpowiedział niepewnie.
-
Ha! Zakład, że ci najebie jak przyjedziemy pod mieszkanie?
Westchnąłem,
gdy prawie zaczęli się bić i reszta zaczęła ich rozdzielać. Napalone małpy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz