czwartek, 26 września 2019

03. A little surprise


                 - Gdzie jest Naruto? – ryknąłem. Znajdowaliśmy się w głównej części lotniska. Mijało nas mnóstwo osób i traciłem co chwilę orientację, nie mogąc zlokalizować pozostałych chłopaków ani wyjścia z lotniska. Gdy sam pracownik tego punktu wjechał we mnie wózkiem z walizkami to dostałem szału.
            - Deidara, Hidan, Itachi! -  wymieniałem imiona, licząc chłopaków – Kiba, Suigetsu, Shikamaru.. NARUTO! – krzyknąłem.
            - Co drzesz japę.. Nie widzisz, że go nie ma. – burknął Shikamaru i zaciągnął na uszy słuchawki. W ogóle nie chcieli współpracować.  
            - Nie ruszymy bez niego!
            Nie rozumiałem, co w nich wstąpiło. Chciałem być JUŻ w tym momencie w mieszkaniu tej Tenten. Byłem pewien, że tam ukrywa się Sakura. Ich ociąganie doprowadzało mnie do kurwicy! Byłem przyzwyczajony do tego, że co mówiłem, było robione. Pomijając grupę właśnie TYCH osobników.
            - Muszę do WC – powiedział Kiba. – Może Naruto też tam jest. – dodał pospiesznie, widząc moje spojrzenie – Poszukam go tam. – i zniknął w tłumie.
            Nie odpowiedziałem, bo poczułem, że ktoś łapie mnie za ramię. Tą osobą był oczywiście Itachi. Nie mówił nic, wystarczyło jego spojrzenie. Głęboko wypuściłem powietrze z płuc i wkurwiony usiadłem na ławce.
            - Co nagle, to po diable – powiedział, nie ściągając ze mnie wzroku. – Wyluzuj, Sasuke. Godzina i tam będziemy.
            Serce biło mi jak szalone. Chciałem być tam już teraz. Nie odpowiadałem. Kląłem po nosem.

           
            Zirytowana stałam na płycie lotniska. Siedzieliśmy w lotniskowym samolocie, który miał nas przewieźć pod samolot. Tylko ten autobus nie ruszał, bo coś się w nim popsuło. Pozostali pasażerowie sprawiali wrażenie, jakby zaraz mieli roznieść ten autobus. Każdy był zirytowany tymi opóźnieniami. Po 20 minutach walki z problemem technicznym kierowcy odpuścili i kazali nam wyjść oraz, ku zgrozy wszelkiemu BHP i innych lotniskowych reguł podeszliśmy spory odcinek pieszo do innego miejsca, pod które miał podjechać inny autobus. Znajdowało się też tam sporo innych osób z poprzednich lotów. Nie czułam się tu komfortowo. Nie nosiłam tu peruki, bo i tak sprawdzali moje dane w paszporcie. A po świecie latało sporo znajomych mojej rodziny. Coraz bardziej czułam napływającą adrenalinę. Moje zaginięcie mogło być za niedługo komentowane w mediach.
            - Jak mam  jechać tam, tam? – jakiś mężczyzna pytał stojących obok mnie ludzi. Nie mówili po angielsku i zaczęli coś tam pitolić po swojemu, byli chyba z Rosji. Zrezygnowany podszedł dalej i trafił na mnie. – Wie pani, jak tam jechać? – i znowu wymachiwał ręką. Nie miał za dobrego akcentu, jego angielski był słaby.
            - Wydaje mi się, że wszystkie osoby, które tutaj są, czekają na działający autobus. Jak przyjedzie, to może się pan zapytać kierowcy. – odpowiedziałam. Nie wiem, czy zrozumiał. Nie wydawał się być stąd. Był chyba z Japonii. Po chwili zapytałam się go po Japońsku, czy się nie zgubił. Wtedy nagle na mnie spojrzał i rozświetliły się mu oczy. Były jak błękit oceanu, który na mnie czekał na upragnionych Hawajach. Przez moment wydawało mi się, że go gdzieś już widziałam.
            - Dd..dziękuję – odpowiedział po japońsku. Jego blondwłosa czupryna latała na wszystkie strony. – Nie wiem, co tu robię. Moi kumple pewnie są już w środku. – i znowu zaczął machać przede mną tym palcem.
            - To nie przypadek. – zażartowałam starając się być miła Irytował mnie. – Masz pewnie jakaś misję do zrobienia.
            Przez moment nic nie mówił. Wyglądał, jakby zobaczył ducha. Chciał coś powiedzieć i kończył, znowu próbował zacząć coś powiedzieć i nie mówił.
            - Tak. – odpowiedział, gdy minęło kilka sekund.  I tyle. Dziwny facet.
            - To udanego pobytu w Nowym Jorku! – rzuciłam z grzeczności w jego stronę, gdy podjechał autobus, do którego zaczęli wchodzić pasażerowie mojego lotu. Chciałam się od niego jak najszybciej oddalić.
            Ten chyba nie wiedział, co zrobić bo się spłoszył. Widziałam, że zrobił się czerwony i zaczął spływać mu pot z czoła. To mnie nieco zmartwiło.
            - Czy wszystko w porządku? – stanęłam w miejscu. – Dziwnie się.. zachowujesz? – zapytałam pytająco i chyba zbyt bezpośrednio, bo jeszcze bardziej zaczerwieniał. Gdy zaczęli wołać mnie do autobusu, to odkrzyknęłam, że on chyba naprawdę potrzebuje pomocy.
            - I nie zna angielskiego – dodałam, gdy         kierowca drugiego autobusu do nas podszedł. Na jego prośbę poprosiłam o jego godność i wyjęcie karty pokładowej. Wiedziałam, że teraz to ja będę celem pozostałych, bardzo niezadowolonych pasażerów, ale już mnie to srało. Koleś się czuł dziwnie i czułam, że moim obowiązkiem jest mu pomóc.
            - Naruto Uzumaki – wydukał.
            Kojarzę skądś to nazwisko. Z Tokio! To może go widziałam ostatnio na imprezie. Będąc już w autobusie nie mogłam przypomnieć sobie, co mi to mówiło. Pamiętałam tę czuprynę. Bingo!
            - Impreza! – powiedziałam trochę za głośno, a dwie stojące obok mnie kobiety zaczęły mierzyć mnie spojrzeniem. – Kurwa – dodałam po chwili. Mogłam zapytać się go o bruneta. Z żałości lekko zawyłam i walnęłam nogą w fotel znajdujący się przede mną.


            Naruto udało się nam znaleźć tylko dzięki komunikatowi puszczonymi z głośników. Okazało się, że jest w gabinecie lekarskim. Przerażeni tam pobiegliśmy i znaleźliśmy Naruto w stanie jakiejś nostalgii. Gdy mnie zobaczył, to miałem wrażenie, że oblały go siódme poty.
            - Gdzie byłeś? Co się stało? – nie dodałem tego, że przez niego straciliśmy ponad godzinę.
            - Wydaje mi się, że pan Uzumaki poczuł się trochę gorzej – powiedziała pielęgniarka.
            - A mi się wydaje, że coś odpierdolił. – skomentował to Hidan. Od razu podszedł do blondyna i objął go ramieniem. – No siemaneczko. Co tam?
            - Co pan wyrabia? – skarciła go pielęgniarka.
            - Wydaje mi się, że się mocno czymś stresuje. – skomentował to Deidara. Znali Uzumakiego ze swojego kierunku. Byli od nas starsi, bo kiblowali. Nie mogli zdać jakiś przedmiotów, ale opłacali warunki i czuli, że są wiecznie młodzi będąc studentami. – Odjebał tak kiedyś na zajęciach.
            - Naruto. – warknąłem. Widziałem, że chyba jakaś blokada tam u niego w tym móżdżku w końcu ruszyła.
            - Sasuke… - zaczął. – Zabijesz mnie.
            No to się fajnie zaczyna.


            Gdy wyszłam z samolotu to poczułam morskie powietrze. Zachwycona krajobrazem założyłam okulary przeciwsłoneczne i po kilkudziesięciu minutach ogarnęłam swoją perukę. Wychodząc z lotniska wmawiałam sobie, że rozpoczynam nowy rudział i mi z tym dobrze, ale tak naprawdę siebie tylko oszukiwałam. Byłam przerażona. Kompletnie nie wiedziałam, co mam teraz ze sobą zrobić. Gdy w końcu dojechałam do centrum Honolulu to uznałam, że pora się rozluźnić i poszłam w rozrywkową strefę miasta. I tak udało mi się znaleźć pracę tymczasową, gdy w jednym z pierwszych barów zainteresowałam się zawieszką „praca od razu”. Okazało się, że przyjmują głównie pracowników sezonowych i za odjęciem kilku dolarów ze stawki mogą dać mi nocleg. Po przeliczeniu pensja była przerażająco niska, ale potrzebowałam punktu wypadowego, żeby móc szukać innej pracy przez kolejne dni. Oczywiście o tym im nie mówiłam i dogadałam się, żeby wypłacali mi wypłatę tygodniowo. Próbowałam dodzwonić się do Tenten, ale była włączona skrzynka pocztowa. To było podejrzane, ale musiała zrobić to celowo. Być może ktoś już u niej był. Wieczorem z nowo poznanymi lokatorami przeszliśmy się na plażę. Było zabawnie. Mogłam się odprężyć. Dziewczyny pochodzące z Europy zachwalały moje włosy. Faceci próbowali się przystawiać, ale jasno zaznaczyłam granice. Popiwkowaliśmy, popływaliśmy i nad ranem wróciliśmy do naszego lokum. Pracę zaczynałam o 11.30 i miałam być tymczasowo pomocą kuchenną. Bawiło mnie to, bo moje zdolności w kuchni były gorsze niż Tenten.




            Gdy Naruto powiedział mi, że spotkał Sakurę to myślałem, ze go zabiję. Nie odzywałem się do niego i udawałem, że go nie ma. Pracownicy lotniska nie chcieli nam udostępnić informacji o tym, gdzie leciała a Naruto jak to Naruto, nie mógł ogarnąć, w którą stronę i do jakiego samolotu jechała. Według dostępnych danych ustaliliśmy, że o tej porze było około 12 lotów i najbardziej interesowały nas trzy: Los Angeles, Hawaje i Panama. Według Naruto była ubrana jak na wyjazd w takie nieco cieplejsze miejsce. Poinformowałem od razu  rodziców, a ci rodzinę Haruno. Wiem, że próbowali zdobyć informacje ze strony lotniska i mieliśmy czekać na informacje.
            Byliśmy też u Tenten, bo nie było sensu rozdzielać się i lecieć w każde z tych miejsc, a rodzice nie odzywali się. Tak jak mówił Deidara, nie chciała nas wpuścić. Gdy się udało to zwyzywała Kibę i mu strzeliła z liścia. Po tym weszli na chwilę sami do jej mieszkania. Ku naszemu zdziwieniu, chyba się dogadali i Kiba oświadczył nam, że nie będzie nam dalej towarzyszyć, bo mają sprawy do ogarnięcia.
             - Nie powiem wam, gdzie poleciała. Nikt jej nie porwał, to jej samodzielna decyzja. Jest dorosła. – mówiła i spoglądała to na mnie, to na Itachiego. – Po co jej szukacie. Kim wy w ogóle, kurna, jesteście? – zapytala. Nie chciała nas wpuścić i kazała Kibie pilnować porządku na korytarzu.
            - Rodzice Sakury i moi uznali, że nas zeswatają – odpowiedziałem na jej pytanie. Ta z zainteresowaniem przyjrzała się mi i czułem, że lustruje mnie od góry do dołu.
            - Dlaczego wiesz, że masz za nią wyjść? Sakura mówiła, że nikt jej nic nie mówił kim ma być ten mężczyzna – odpowiedziała niepewnie.
            - Mi też nikt nic nie mówił. Dowiedziałem się po tym, jak Sakura zaginęła i jej rodzina poprosiła o pomoc w poszukiwaniach.
            - Dlaczego zależy ci na jej znalezieniu? – zapytała ostrzej. Wyglądala jak mordercza wiewiórka z tymi dwiema kitkami. Dekoncentrowały mnie.
             - Bo poznaliśmy się.. już. Czy Sakura coś wspominała ci coś o imprezie?
            - Jakiej? Krótej? Mówisz o tej, na której była dwa dni temu? – dziwiła się.
            - Tak. Poznaliśmy się..
            - Skończyli w hotelu. – powiedział za mnie Hidan.
            Podczas tego, kiedy dałem Hidanowi do zrozumienia, że mu najebię jak wyjdziemy to zauważyłem, że szatynka zakrywa usta dłońmi. Zaniemówiła z wrażenia.
            - Jezus Maria. – złapała się framugi. – To jesteś TY?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz