Przegryzał delikatnie mojego sutka,
podczas gdy drugą dłonią zszedł między moje uda. Chwilę później powrócił do
moich ust, zaczynając łapczywie długi pocałunek. Byłam mocno napalona i
cholernie spragniona jego dotyku. Gdy na chwilkę przestał, żeby na mnie spojrzeć
to łapałam z powrotem za jego policzki i przyciągałam go do siebie, aby
powrócić do pocałunku. Po raz kolejny tej nocy czułam, że słowa o pójściu spać
to słaby żart.
-
Więcej... - pojękiwałam. Gdy zaczął poruszać we mnie palcem to nie musiał czekać
długo. Byłam gotowa cały czas. Tylko dla niego. Czułam, jak zaczyna się we mnie
poruszać. Gdy szeptał moje imię, to czułam narastające podniecenie. Dalej
przegryzał sutka, masował moje piersi, składał pocałunki wszędzie.. Jęki były
coraz głośniejsze. Miałam początkowo przed nimi straszne opory, ale było mi tak
dobrze.. Był delikatny, ale jego coraz mocniejsze pchnięcia sprawiały, że
czułam narastające drżenie. Nie musiałam długo czekać. Gdy przyspieszył to
poczułam spełnienie. Wpatrywałam się w jego czarne tęczówki. Chciałam móc je
widzieć codziennie. Bawiłam się jego czarnymi włosami. Miały idealny kolor.
-
Sasuke! – jęknęłam i usłyszałam huk.
Otworzyłam
oczy. Czułam, że jestem oblana potem. Kurwa, kurwa, kurwa. Przypomniałam sobie
Jego imię! Sasuke! Wypieki paliły moje policzki. Potrzebowałam wody, musiałam
przemyć twarz. Przebrać się. Byłam tak podniecona, potrzebowałam do niego
dotrzeć. Pierdolić plany mojej rodziny! Gdy usłyszałam następny hałas, to
uspokoiłam oddech. Ktoś był w moim pokoju. Był środek nocy. Zza okna widoczny
był księżyc, który rozświetlał drugą część pokoju. Ja pierdolę.. Ktoś stał na
środku i nieprzerwanie przetrzepywał moje rzeczy. Nie wiedziałam, co mam
zrobić. Bałam się zareagować. Nie miałam nic, czym mogłabym się obronić. Nie
wiedziałam, czy mam krzyknąć i wołać o pomoc. W kącikach oczu poczułam łzy.
Zaczęłam się trząść. Gdy wziął mój telefon to wyjął kartę i wyrzucił ją na
ziemię. Z mojego portfela zostały zabrane wszystkie banknoty i karta. Gdy
przyjrzał się paszportowi to usłyszałam cichy gwizd. Czułam, że serce stanęło
mi w miejscu. Na szczęście zostawił paszport w portfelu. Przez moment
spoglądał w moją stronę. Księżyc na mnie nie świecił i liczyłam na to, że nie
widział tego, że się przebudziłam. Gdy wyszedł to odczekałam kilka minut i
nasłuchiwałam, czy mężczyzna wychodzi z budynku. Dokładnie pamiętałam jego
posturę i wiedziałam, że nie miałam przy nim szans. Był za bardzo zbudowany.
Pierwsza
noc na Hawajach. Ja pierdolę! Zasnęłam może 20 minut temu, czułam jeszcze
alkohol. Chwiejnym krokiem podeszłam do okna. Nie widziałam nikogo
podejrzanego. Od razu przebrałam t-shirt na nowy, schowałam portfel do
kieszeni. Jestem spłukana i bez telefonu. Coś mi mówiło, żeby spierdalać z tego
miejsca. Podeszłam do drzwi. Lekko je uchyliłam. I usłyszałam rozmowę. Ktoś lub
coś chyba nade mną czuwało tam na górze. Oni nie wyszli, było ich kilku i to
nie byli przypadkowi ludzie. To pracownicy, którzy od samego początku mieli
plan na to, żeby to zrobić! Gdy tylko usłyszałam pytanie o to, czy mają
prezerwatywy to zakręciło mi się w głowie. Specjalnie wymyślili tę integrację.
W ciągu kilku sekund przystawiłam do drzwi krzesło oraz przesunęłam stół. Byłam
pod wypływem alkoholu więc zrobiłam to bardzo głośno. Gdy dobijali się to
otworzyłam okno i zebrałam się na odwagę, żeby jakoś zejść z drugiego piętra.
Przecież chcieli mnie zgwałcić! Przestałam płakać. Alkohol dodał mi odwagi.
Jakoś złapałam się parapetu i wykonując niezaplanowany skok udało mi się
zatrzymać na parapecie poniżej. Po tym chciałam to powtórzyć, ale parapet na
którym stałam nie wytrzymał i pękł. Nie byłam wstanie utrzymać się na parapecie
pokoju, z którego uciekałam i spadłam. Życie uratowało mi tylko to, że wpadłam
do wielkiego kontenera z odpadami z pobliskich resauracji. Czułam obrzydzenie
słysząc uciekające szczury. Miałam ochotę zwrócić cały wypity alkohol czując
ten odór. Wiedziałam, że się skaleczyłam, ale musiałam stąd uciekać. Słyszałam
ich krzyki z mojego pokoju. Nie mogłam utrzymać równowagi przez ten alkohol,
ale gdy głosy ucichły to domyśliłam się, że mogą tu przyjść. Jakoś wyszłam i
utykając zaczęłam uciekać w stronę głównej ulicy. Tam musiałam przyspieszyć i
coś mnie tknęło, żeby na moment skręcić w kolejną boczną uliczkę. Widziałam
śpiących bezdomnych. I nie wiem jak to się stało, ale jeden z nich zobaczył, w
jakim stanie tam wbiegłam. W moim spojrzeniu chyba zobaczył błaganie. Odsunął
koc, a ja prawie rzuciłam się na ziemię i nim przykryłam. Chwilę później
usłyszałam krzyki. Byli też w tej uliczce, ale szybko poszli dalej. Gdy ucichło
to zaczęłam płakać, odsunęłam koc.
-
Nie mam nic, co mogłabym ci dać. Wszystko mi ukradli. Dziękuję za pomoc. –
zaczęłam mówić. Kiwnął głową i położył się spać. Był tak zaspany, że chyba nie
zdawał sobie nawet sprawy z tego, że uratował mi życie. Nie brzydziło mnie to.
Chwilę wcześniej wylądowałam w kontenerze śmieci z otaczających go lokali
gastronomicznych. Oblecha! Postanowiłam dotrzeć nad ocean.
Nie
rozumiałem początkowo zachowania Tenten. Po chwili wyjaśniła, że Sakura
wspominała o tej nocy i stwierdziła, że musi do dotrzeć do tego mężczyzny.
Chwilę po tym zaczęła się śmiać.
-
Wasza rodzina was spikła, wy noc przed już się w sobie zakochaliście i teraz
przed sobą uciekacie. Popieprzone. – po tym spojrzała na Kibę i złapała go za
rękę, uroczo się przy tym rumieniąc. – Wchodźcie do środka. Możecie liczyć na
moją pomoc.
Chwilę
później dowiedziałem się o tym, że Sakura uciekła na Hawaje. Nie wierząc to
spojrzałem na Itachiego.
-
Nic o tym nie wiedziałem. To przypadek. – bronił się i śmiejąc się, poszedł
dogadać nasz lot z powrotem na wyspy. Chciałem już teraz wracać na lotnisko,
ale nasz pilot potrzebował odpoczynku i Itachi szukał zastępstwa.
-
Sakura ma nowy numer. O, widzę, że dzwoniła! – dodała. – Musi być już na
miejscu. Poczekaj, oddzwonię. – i też oddaliła się od kuchni.
-
Szkoda, że jest zajęta. – szepnął w moją stronę zapatrzony w nią Suigetsu. Kiba
to usłyszał. – Dobrze trafiłeś, stary. Nie zostawiaj jej – dodał pospiesznie.
-
Ręce przy sobie, bo ci je połamię – dodał w tym samym czasie Kiba. To nakręciło
Hidana, który zawarczał i zdecydował się nakręcić chłopaków do czegoś gorszego.
Nie mogłem na to patrzeć i odwróciłem wzrok. Tenten szybko wróciła i z
niepokojem zawołała mnie. Chwilę później znaleźliśmy się w korytarzu
prowadzącym do jakiś pokoi.
-
Nie odbiera. Może załatwia jakąś pracę, albo coś.. Martwi mnie to, będę się do
niej dobijać. Podam ci też jej numer Spróbuj się z nią skontaktować po
przylocie. Na pewno będzie chciała się z tobą spotkać. – nawijała jak
katarynka. Podała mi numer po czym spróbowała dodzwonić się ponownie. – Nic z
tego. – westchnęła.
-
O, tu jesteś. – podszedł do nas Itachi. – Za 6 godzin samolot będzie gotowy. –
i skinął od Tenten głową w podzięce, po czym odebrał dzwoniący do niego
ponownie telefon.
Zrezygnowany
schowałem telefon.
-
Dziękuję. – powiedziałem szczerze. – Odwdzięczę się, gdy tylko znajdziemy
Sakurę i będzie bezpieczna.
-
To będzie dla mnie najlepszym prezentem. Martwię się, że coś nawywija. Ona jest
do tego zdolna. – powiedziała z niepokojem. – Gdy tylko ją znajdziesz, to
proszę o telefon. Nie złość się na nią.
-
A co o mnie mówiła? – zapytałem się nieco speszony. Nie wierzyłem, że o to
pytam.
-
Była zachwycona, nie mogła przestać o tobie myśleć. Masz jej serce. Tylko teraz
ją znajdź, żeby mieć ją w całości – zachichotała. – Ta historia pasuje w stu
procentach do Sakury.
Zaniepokojony
zmarszczyłem pytająco brwi.
-
To wariatka, ale kochana. Trochę powywijała na studiach, ale jest wierna w
uczuciach. Tylko musisz ją przytemperować. To ja dziękuję. Liczę na szybkie
informacje o ślubie. – po tym przytuliła mnie, a ja zszokowany oddałem
przyjacielski uścisk. Poczułem, że coraz lżej mi na sercu. Wiedziałem, że
Sakura to odpowiednia kobieta. Uśmiechnąłem się.
Nie
zmrużyłam oka. Przemyłam się gdy tylko dotarłam do plaży. Czułam głód.
Potwornie mnie suszyło. Nie chciałam myśleć o stanie mojej kostki, dalej
kuśtykałam. Wlałam w siebie w nocy tani alkohol i teraz odczuwałam skutki.
Zrezygnowana spacerowałam główną turystyczną promenadą. Byłam bez kasy, bez
telefonu i chyba bez godności. Nie zamierzałam się poddawać na samym początku,
ale chyba musiałam zgłosić się na komisariat policji i przyznać do tego, że
moja rodzina z Japonii mnie poszukuje. Bałam zaufać się ofertom pracy.
Wszystkich ludzi, których mijałam traktowałam od razu jako potencjalnych
złodziei i oszustów. Gdy znalazłam się nagle na targu i poczułam zapach
jedzenia.. Ajj, moje kiszki grały odę do radości. I nagle zaczepił mnie ktoś.
Zmęczona nie zareagowałam agresywnie. Na szczęście była to tylko starsza
kobieta, którą kojarzyłam z restauracji mieszczącej się naprzeciwko baru, do
którego mnie dzień wcześniej zatrudniono. Gdy zobaczyła w jakim jestem stanie
to opuściła zakupy.
-
A to zwyrodnialcy! – rzuciła w moją stronę. – Dziecko, co oni ci zrobili. Nie
zdążyłam ciebie ostrzec. Oni wykorzystują takie młode kobiety. Policja nic tu
nie robi z nimi. Czy byłaś może na komisariacie? Pod żadnym pozorem ich nie
zgłaszaj, bo ciebie jeszcze do nich z powrotem zaprowadzą! – złapała mnie za
ramię. – Skąd jesteś. Po co tu przyjechałaś.
Nie
wiedziałam, czy targ to dobry pomysł na takie zwierzanie. Czułam, ze mogę
zaufać tej kobiecie ale wzrok osób z wielu stron nie pozwalał mi czegokolwiek
wydukać. Na szczęście zrozumiała, o czym myślę.
-
Wyjdźmy stąd. Chcesz coś do jedzenia? Mam pieczywo. – mówiąc to od razu podała
mi bułkę. Czułam się z tym źle, ale moje ręce wzięły ją od razu.
-
Okradli mnie. Musiałam uciec, bo chyba było im za mało – powiedziałam
skrępowana.
-
Masz gdzie wrócić? To raj dla turystów, ale niezbyt idealne miejsce dla
samotnych młodych kobiet. – powiedziała zaniepokojona. Też mi się to gryzło.
Hawaje to istny raj. Niebo było bez ani jednej chmurki. Słońce zaczynało już
parzyć mimo wczesnej pory. Czułam morski zapach, w tle unosił się swąd
przygotowywanych ryb. Mijający nas ludzie byli uśmiechnięci i rozbawieni.
Szajka gwałcicieli to jak trafienie ślepej kury na ziarno.
-
Potrzebowałam miejsca na przemyślenia i Hawaje wydały mi się strzałem w
dziesiątkę. Może przeniosę się na inną wyspę. – pomyślałam głośno.
-
Jesteś młodą, atrakcyjną kobietą. W każdy miejscu musisz uważać na takich
napaleńców. Mam znajomą z dala od naszej dzielnicy, która może dać ci pokój na
dobę, żebyś przywróciła się do żywych.
-
Nie mam pieniędzy..
-
Odrobisz u niej w restauracji. Jeśli ci się spodoba, to zostaniesz tam kilka
dni. I proszę, nie kręć się u nas. Szukają ciebie.
-
Dlaczego pani chce mi pomóc? – wypaliłam. To zaczynało robić się zbyt piękne.
-
Widziałam już wiele tragedii rodzin młodych kobiet. Oni nic z tym nie robią.
Nawet własnej córce pomóc nie mogłam. – wyjaśniła z bólem. – Wiesz, co tam się
dzieje. To okrutne..
Nie
chciałam chwalić się wpływową rodziną, ale postanowiłam, że gdy tylko dojdę z
nimi do porozumienia to się zajmę tym kurwidołkiem.
-
Gdy wrócę do siebie to poruszę ten temat. Mam pewne możliwości – szepnęłam
kobiecie nad głową, gdy ją przytuliłam. Za bardzo się rozkleiła, ale
wspomnienia zadawały jej silny ból. Byłam nieco zażenowana, bo obca kobieta
zalewała łzami mój jedyny t-shirt. Szukając we wnętrzu siebie resztki empatii i
chcąc jej szczerze podziękować, namęczyłam się jak diabli. Tak naprawdę dalej
byłam na etapie ucieczki i pewnie dopiero po dobie lub dwóch dotrą do mnie
smutne słowa tej obcej mi kobiety.
-
Kochanie, podam ci adres. Dojdziesz tam pieszo. Powiedz, że jesteś od Kaleny
Ukaniami. Od razu zrozumie.
Kobieta
spadła mi jak z nieba. Tenten miała zawsze rację. Lecę na farcie całe życie.
Popołudnie spędziłam w kuchni nie mając pojęcia o tym, co się tam dzieje.
Wykonywałam polecenia podirytowanego kucharza pochodzącego z Azji. Myślałam, że
nawiążę z nim więź porozumienia ale mój brak zdolności kuchennych go tylko
irytował.
-
Powinni ciebie szkolić na kelnerkę! – warczał pod nosem, ale wiedział, że
szefowej nie przegada. Tymczasem ja wolno kroiłam warzywa bo bałam się
naostrzonego noża i nie chciałam wyjść na ofermę. Swoją drogą myśląc o Sasuke
zaczęłam przypominać sobie swoje poprzednie związki. Nigdy chyba nie byłam na
poważnie. Mieszkając w Szwajcarii miałam wiecznie na ogonie starszego brata
Hinaty, Nejiego. Gdy wyprowadziłam się do Japonii to zdecydował się na studia w
tym mieście i chcąc sprawić mi radość zabrał ze sobą moją przyjaciółkę.
Strasznie dążyła do zeswatania nas. Był przystojny i w przyszłości miał przejąć
rodzinną firmę, co imponowało mojej macosze. Nie wiem, czy zdawała sobie wtedy
sprawę z tego, co mnie czeka. Mój ojciec jeszcze wtedy żył ale nie podchodził z
entuzjazmem do Hyugi. W Tokio miałam prywatne lekcje i miałam wrażenie, że
ojciec specjalnie dobierał żeńskie nauczycielki. Mogłam chodzić tylko na balet,
na którym widywałam tylko dziewczyny. Gdy wychodziłam z poznaną Ino i Temari,
to zawsze kontrolował to, gdzie i kto tam jeszcze będzie. Tuż po rozpoczęciu
pierwszego semestru w Nowym Jorku miał śmiertelny wypadek lotniczy.. Wtedy
wpadłam w szał. Nie opuściłam się w nauce, ale stałam się bywalczynią klubów, a
następnie imprez nowojorskiej śmietanki towarzyskiej. Miałam kilku facetów, a z
jednym nawet wkręciłam się w nieprzyjemną relację typu friends and benefits.
Tenten też szalała, bo rodzice słysząc o porzuceniu medycyny dla sztuki wydziedziczyli
ją i ich kontakt odnowił się, dopiero kilka lat później po jej udanym sukcesie.
Krojąc te przeklęte warzywa uświadomiłam sobie, że mój tato to wszystko
przemyślał i to było ukartowane. Kochałam go ale ta sytuacja mnie tak zabolała,
że zdecydowałam się zamienić i zacząć kroić cebulę. Nie musiałam tłumaczyć
napływających łez do moich oczu.
Coraz
bardziej zaniepokojony wybierałem ponownie numer Sakury. Komunikat mówił o
abonencie tymczasowo nieosiągalnym. Kontaktowałem się też z Tenten w tej
sprawie. Mówiła, że numer jest poprawny i gdy ponownie oddzwoniła to przerażona
potwierdziła, że ma ten sam problem. Gdy skończyłem z nią rozmawiać to
wkurwiony rzuciłem telefonem w ścianę.
-
Kurwa! - zakląłem. To było zbyt piękne. Byliśmy już na Hawajach z powrotem w
wynajętym przez Itachiego hotelu. Krążyłem po pokoju i miałem ochotę wyrwać
sobie żyły. Byłem tak blisko, a tak daleko. Bałem się, że Sakura jest porwana.
Moja wyobraźnia podsuwała mi same czarne scenariusze.
-
Itachi. – powiedziałem, widząc go we drzwiach. Musiał spoglądać na mnie przez
dłuższą chwilę, ale fiksowałem się jak nasza matka i nie dostrzegałem czasem
tego, co się dzieje w okół mnie.
-
Poinformowałem ojca. – rzucił. – Mają nam przysłać pomoc.
-
Damy radę. – zdenerwowałem się. Nie chciałem widzieć ludzi mojego ojca.
Pracował u niego mój rywal, Neji. Był wysoko w firmie i nie pasowało mi to, że
tak dobrze się z nim dogaduje. Za szybko awansował. Słyszałem, że miał jakąś
podrzędną firmę w Szwajcarii ale planował wystartować w Tokio. Ojciec widział w
nim przyszłego partnera. Coś mi w nim kurewsko nie pasowało. Nie trawiłem go.
-
Sasuke. Hawaje są olbrzymie. – Itachi nie zgadzał się ze mną. Nie damy rady.
-
Nie chcę widzieć tu tej podrzędnej mordy Nejiego. – warknąłem i splunąłem przez
balkon, przy którym się znajdowałem.
-
Nie musi go przysyłać. Mogą być inni. – westchnął. Wiedział, że za sobą nie
przepadamy.
-
Damy radę. Itachi, kurwa. Jesteśmy Uchiha. Uchiha. Mam powtórzyć? – donośnie
powtórzyłem nazwisko. Przemawiała ze mnie złość i furia. Itachi wycofał się.
-
Żebyś później nie żałował, Sasuke. Ta dziewczyna jest więcej wart, niż
myślisz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz