poniedziałek, 30 września 2019

04. Runaway


            Przegryzał delikatnie mojego sutka, podczas gdy drugą dłonią zszedł między moje uda. Chwilę później powrócił do moich ust, zaczynając łapczywie długi pocałunek. Byłam mocno napalona i cholernie spragniona jego dotyku. Gdy na chwilkę przestał, żeby na mnie spojrzeć to łapałam z powrotem za jego policzki i  przyciągałam go do siebie, aby powrócić do pocałunku. Po raz kolejny tej nocy czułam, że słowa o pójściu spać to słaby żart.

- Więcej... - pojękiwałam. Gdy zaczął poruszać we mnie palcem to nie musiał czekać długo. Byłam gotowa cały czas. Tylko dla niego. Czułam, jak zaczyna się we mnie poruszać. Gdy szeptał moje imię, to czułam narastające podniecenie. Dalej przegryzał sutka, masował moje piersi, składał pocałunki wszędzie.. Jęki były coraz głośniejsze. Miałam początkowo przed nimi straszne opory, ale było mi tak dobrze.. Był delikatny, ale jego coraz mocniejsze pchnięcia sprawiały, że czułam narastające drżenie. Nie musiałam długo czekać. Gdy przyspieszył to poczułam spełnienie. Wpatrywałam się w jego czarne tęczówki. Chciałam móc je widzieć codziennie. Bawiłam się jego czarnymi włosami. Miały idealny kolor.

- Sasuke! – jęknęłam i usłyszałam huk.



           
Otworzyłam oczy. Czułam, że jestem oblana potem. Kurwa, kurwa, kurwa. Przypomniałam sobie Jego imię! Sasuke! Wypieki paliły moje policzki. Potrzebowałam wody, musiałam przemyć twarz. Przebrać się. Byłam tak podniecona, potrzebowałam do niego dotrzeć. Pierdolić plany mojej rodziny! Gdy usłyszałam następny hałas, to uspokoiłam oddech. Ktoś był w moim pokoju. Był środek nocy. Zza okna widoczny był księżyc, który rozświetlał drugą część pokoju. Ja pierdolę.. Ktoś stał na środku i nieprzerwanie przetrzepywał moje rzeczy. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Bałam się zareagować. Nie miałam nic, czym mogłabym się obronić. Nie wiedziałam, czy mam krzyknąć i wołać o pomoc. W kącikach oczu poczułam łzy. Zaczęłam się trząść. Gdy wziął mój telefon to wyjął kartę i wyrzucił ją na ziemię. Z mojego portfela zostały zabrane wszystkie banknoty i karta. Gdy przyjrzał się paszportowi to usłyszałam cichy gwizd. Czułam, że serce stanęło mi w miejscu.  Na szczęście zostawił paszport w portfelu. Przez moment spoglądał w moją stronę. Księżyc na mnie nie świecił i liczyłam na to, że nie widział tego, że się przebudziłam. Gdy wyszedł to odczekałam kilka minut i nasłuchiwałam, czy mężczyzna wychodzi z budynku. Dokładnie pamiętałam jego posturę i wiedziałam, że nie miałam przy nim szans. Był za bardzo zbudowany.

Pierwsza noc na Hawajach. Ja pierdolę! Zasnęłam może 20 minut temu, czułam jeszcze alkohol. Chwiejnym krokiem podeszłam do okna. Nie widziałam nikogo podejrzanego. Od razu przebrałam t-shirt na nowy, schowałam portfel do kieszeni. Jestem spłukana i bez telefonu. Coś mi mówiło, żeby spierdalać z tego miejsca. Podeszłam do drzwi. Lekko je uchyliłam. I usłyszałam rozmowę. Ktoś lub coś chyba nade mną czuwało tam na górze. Oni nie wyszli, było ich kilku i to nie byli przypadkowi ludzie. To pracownicy, którzy od samego początku mieli plan na to, żeby to zrobić! Gdy tylko usłyszałam pytanie o to, czy mają prezerwatywy to zakręciło mi się w głowie. Specjalnie wymyślili tę integrację. W ciągu kilku sekund przystawiłam do drzwi krzesło oraz przesunęłam stół. Byłam pod wypływem alkoholu więc zrobiłam to bardzo głośno. Gdy dobijali się to otworzyłam okno i zebrałam się na odwagę, żeby jakoś zejść z drugiego piętra. Przecież chcieli mnie zgwałcić! Przestałam płakać. Alkohol dodał mi odwagi. Jakoś złapałam się parapetu i wykonując niezaplanowany skok udało mi się zatrzymać na parapecie poniżej. Po tym chciałam to powtórzyć, ale parapet na którym stałam nie wytrzymał i pękł. Nie byłam wstanie utrzymać się na parapecie pokoju, z którego uciekałam i spadłam. Życie uratowało mi tylko to, że wpadłam do wielkiego kontenera z odpadami z pobliskich resauracji. Czułam obrzydzenie słysząc uciekające szczury. Miałam ochotę zwrócić cały wypity alkohol czując ten odór. Wiedziałam, że się skaleczyłam, ale musiałam stąd uciekać. Słyszałam ich krzyki z mojego pokoju. Nie mogłam utrzymać równowagi przez ten alkohol, ale gdy głosy ucichły to domyśliłam się, że mogą tu przyjść. Jakoś wyszłam i utykając zaczęłam uciekać w stronę głównej ulicy. Tam musiałam przyspieszyć i coś mnie tknęło, żeby na moment skręcić w kolejną boczną uliczkę. Widziałam śpiących bezdomnych. I nie wiem jak to się stało, ale jeden z nich zobaczył, w jakim stanie tam wbiegłam. W moim spojrzeniu chyba zobaczył błaganie. Odsunął koc, a ja prawie rzuciłam się na ziemię i nim przykryłam. Chwilę później usłyszałam krzyki. Byli też w tej uliczce, ale szybko poszli dalej. Gdy ucichło to zaczęłam płakać, odsunęłam koc.

- Nie mam nic, co mogłabym ci dać. Wszystko mi ukradli. Dziękuję za pomoc. – zaczęłam mówić. Kiwnął głową i położył się spać. Był tak zaspany, że chyba nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że uratował mi życie. Nie brzydziło mnie to. Chwilę wcześniej wylądowałam w kontenerze śmieci z otaczających go lokali gastronomicznych. Oblecha! Postanowiłam dotrzeć nad ocean.




Nie rozumiałem początkowo zachowania Tenten. Po chwili wyjaśniła, że Sakura wspominała o tej nocy i stwierdziła, że musi do dotrzeć do tego mężczyzny. Chwilę po tym zaczęła się śmiać.

- Wasza rodzina was spikła, wy noc przed już się w sobie zakochaliście i teraz przed sobą uciekacie. Popieprzone. – po tym spojrzała na Kibę i złapała go za rękę, uroczo się przy tym rumieniąc. – Wchodźcie do środka. Możecie liczyć na moją pomoc.

Chwilę później dowiedziałem się o tym, że Sakura uciekła na Hawaje. Nie wierząc to spojrzałem na Itachiego.

- Nic o tym nie wiedziałem. To przypadek. – bronił się i śmiejąc się, poszedł dogadać nasz lot z powrotem na wyspy. Chciałem już teraz wracać na lotnisko, ale nasz pilot potrzebował odpoczynku i Itachi szukał zastępstwa.

- Sakura ma nowy numer. O, widzę, że dzwoniła! – dodała. – Musi być już na miejscu. Poczekaj, oddzwonię. – i też oddaliła się od kuchni.

- Szkoda, że jest zajęta. – szepnął w moją stronę zapatrzony w nią Suigetsu. Kiba to usłyszał. – Dobrze trafiłeś, stary. Nie zostawiaj jej – dodał pospiesznie.

- Ręce przy sobie, bo ci je połamię – dodał w tym samym czasie Kiba. To nakręciło Hidana, który zawarczał i zdecydował się nakręcić chłopaków do czegoś gorszego. Nie mogłem na to patrzeć i odwróciłem wzrok. Tenten szybko wróciła i z niepokojem zawołała mnie. Chwilę później znaleźliśmy się w korytarzu prowadzącym do jakiś pokoi.

- Nie odbiera. Może załatwia jakąś pracę, albo coś.. Martwi mnie to, będę się do niej dobijać. Podam ci też jej numer Spróbuj się z nią skontaktować po przylocie. Na pewno będzie chciała się z tobą spotkać. – nawijała jak katarynka. Podała mi numer po czym spróbowała dodzwonić się ponownie. – Nic z tego. – westchnęła.

- O, tu jesteś. – podszedł do nas Itachi. – Za 6 godzin samolot będzie gotowy. – i skinął od Tenten głową w podzięce, po czym odebrał dzwoniący do niego ponownie telefon.

Zrezygnowany schowałem telefon.

- Dziękuję. – powiedziałem szczerze. – Odwdzięczę się, gdy tylko znajdziemy Sakurę i będzie bezpieczna.

- To będzie dla mnie najlepszym prezentem. Martwię się, że coś nawywija. Ona jest do tego zdolna. – powiedziała z niepokojem. – Gdy tylko ją znajdziesz, to proszę o telefon. Nie złość się na nią.

- A co o mnie mówiła? – zapytałem się nieco speszony. Nie wierzyłem, że o to pytam.

- Była zachwycona, nie mogła przestać o tobie myśleć. Masz jej serce. Tylko teraz ją znajdź, żeby mieć ją w całości – zachichotała. – Ta historia pasuje w stu procentach do Sakury.

Zaniepokojony zmarszczyłem pytająco brwi.

- To wariatka, ale kochana. Trochę powywijała na studiach, ale jest wierna w uczuciach. Tylko musisz ją przytemperować. To ja dziękuję. Liczę na szybkie informacje o ślubie. – po tym przytuliła mnie, a ja zszokowany oddałem przyjacielski uścisk. Poczułem, że coraz lżej mi na sercu. Wiedziałem, że Sakura to odpowiednia kobieta. Uśmiechnąłem się.



           
Nie zmrużyłam oka. Przemyłam się gdy tylko dotarłam do plaży. Czułam głód. Potwornie mnie suszyło. Nie chciałam myśleć o stanie mojej kostki, dalej kuśtykałam. Wlałam w siebie w nocy tani alkohol i teraz odczuwałam skutki. Zrezygnowana spacerowałam główną turystyczną promenadą. Byłam bez kasy, bez telefonu i chyba bez godności. Nie zamierzałam się poddawać na samym początku, ale chyba musiałam zgłosić się na komisariat policji i przyznać do tego, że moja rodzina z Japonii mnie poszukuje. Bałam zaufać się ofertom pracy. Wszystkich ludzi, których mijałam traktowałam od razu jako potencjalnych złodziei i oszustów. Gdy znalazłam się nagle na targu i poczułam zapach jedzenia.. Ajj, moje kiszki grały odę do radości. I nagle zaczepił mnie ktoś. Zmęczona nie zareagowałam agresywnie. Na szczęście była to tylko starsza kobieta, którą kojarzyłam z restauracji mieszczącej się naprzeciwko baru, do którego mnie dzień wcześniej zatrudniono. Gdy zobaczyła w jakim jestem stanie to opuściła zakupy.

- A to zwyrodnialcy! – rzuciła w moją stronę. – Dziecko, co oni ci zrobili. Nie zdążyłam ciebie ostrzec. Oni wykorzystują takie młode kobiety. Policja nic tu nie robi z nimi. Czy byłaś może na komisariacie? Pod żadnym pozorem ich nie zgłaszaj, bo ciebie jeszcze do nich z powrotem zaprowadzą! – złapała mnie za ramię. – Skąd jesteś. Po co tu przyjechałaś.

Nie wiedziałam, czy targ to dobry pomysł na takie zwierzanie. Czułam, ze mogę zaufać tej kobiecie ale wzrok osób z wielu stron nie pozwalał mi czegokolwiek wydukać. Na szczęście zrozumiała, o czym myślę.

- Wyjdźmy stąd. Chcesz coś do jedzenia? Mam pieczywo. – mówiąc to od razu podała mi bułkę. Czułam się z tym źle, ale moje ręce wzięły ją od razu.

- Okradli mnie. Musiałam uciec, bo chyba było im za mało – powiedziałam skrępowana.

- Masz gdzie wrócić? To raj dla turystów, ale niezbyt idealne miejsce dla samotnych młodych kobiet. – powiedziała zaniepokojona. Też mi się to gryzło. Hawaje to istny raj. Niebo było bez ani jednej chmurki. Słońce zaczynało już parzyć mimo wczesnej pory. Czułam morski zapach, w  tle unosił się swąd przygotowywanych ryb. Mijający nas ludzie byli uśmiechnięci i rozbawieni. Szajka gwałcicieli to jak trafienie ślepej kury na ziarno.

- Potrzebowałam miejsca na przemyślenia i Hawaje wydały mi się strzałem w dziesiątkę. Może przeniosę się na inną wyspę. – pomyślałam głośno.

- Jesteś młodą, atrakcyjną kobietą. W każdy miejscu musisz uważać na takich napaleńców. Mam znajomą z dala od naszej dzielnicy, która może dać ci pokój na dobę, żebyś przywróciła się do żywych.

- Nie mam pieniędzy..

- Odrobisz u niej w restauracji. Jeśli ci się spodoba, to zostaniesz tam kilka dni. I proszę, nie kręć się u nas. Szukają ciebie.

- Dlaczego pani chce mi pomóc? – wypaliłam. To zaczynało robić się zbyt piękne.

- Widziałam już wiele tragedii rodzin młodych kobiet. Oni nic z tym nie robią. Nawet własnej córce pomóc nie mogłam. – wyjaśniła z bólem. – Wiesz, co tam się dzieje. To okrutne..

Nie chciałam chwalić się wpływową rodziną, ale postanowiłam, że gdy tylko dojdę z nimi do porozumienia to się zajmę tym kurwidołkiem.

- Gdy wrócę do siebie to poruszę ten temat. Mam pewne możliwości – szepnęłam kobiecie nad głową, gdy ją przytuliłam. Za bardzo się rozkleiła, ale wspomnienia zadawały jej silny ból. Byłam nieco zażenowana, bo obca kobieta zalewała łzami mój jedyny t-shirt. Szukając we wnętrzu siebie resztki empatii i chcąc jej szczerze podziękować, namęczyłam się jak diabli. Tak naprawdę dalej byłam na etapie ucieczki i pewnie dopiero po dobie lub dwóch dotrą do mnie smutne słowa tej obcej mi kobiety.

- Kochanie, podam ci adres. Dojdziesz tam pieszo. Powiedz, że jesteś od Kaleny Ukaniami. Od razu zrozumie.


Kobieta spadła mi jak z nieba. Tenten miała zawsze rację. Lecę na farcie całe życie. Popołudnie spędziłam w kuchni nie mając pojęcia o tym, co się tam dzieje. Wykonywałam polecenia podirytowanego kucharza pochodzącego z Azji. Myślałam, że nawiążę z nim więź porozumienia ale mój brak zdolności kuchennych go tylko irytował.

- Powinni ciebie szkolić na kelnerkę! – warczał pod nosem, ale wiedział, że szefowej nie przegada. Tymczasem ja wolno kroiłam warzywa bo bałam się naostrzonego noża i nie chciałam wyjść na ofermę. Swoją drogą myśląc o Sasuke zaczęłam przypominać sobie swoje poprzednie związki. Nigdy chyba nie byłam na poważnie. Mieszkając w Szwajcarii miałam wiecznie na ogonie starszego brata Hinaty, Nejiego. Gdy wyprowadziłam się do Japonii to zdecydował się na studia w tym mieście i chcąc sprawić mi radość zabrał ze sobą moją przyjaciółkę. Strasznie dążyła do zeswatania nas. Był przystojny i w przyszłości miał przejąć rodzinną firmę, co imponowało mojej macosze. Nie wiem, czy zdawała sobie wtedy sprawę z tego, co mnie czeka. Mój ojciec jeszcze wtedy żył ale nie podchodził z entuzjazmem do Hyugi. W Tokio miałam prywatne lekcje i miałam wrażenie, że ojciec specjalnie dobierał żeńskie nauczycielki. Mogłam chodzić tylko na balet, na którym widywałam tylko dziewczyny. Gdy wychodziłam z poznaną Ino i Temari, to zawsze kontrolował to, gdzie i kto tam jeszcze będzie. Tuż po rozpoczęciu pierwszego semestru w Nowym Jorku miał śmiertelny wypadek lotniczy.. Wtedy wpadłam w szał. Nie opuściłam się w nauce, ale stałam się bywalczynią klubów, a następnie imprez nowojorskiej śmietanki towarzyskiej. Miałam kilku facetów, a z jednym nawet wkręciłam się w nieprzyjemną relację typu friends and benefits. Tenten też szalała, bo rodzice słysząc o porzuceniu medycyny dla sztuki wydziedziczyli ją i ich kontakt odnowił się, dopiero kilka lat później po jej udanym sukcesie. Krojąc te przeklęte warzywa uświadomiłam sobie, że mój tato to wszystko przemyślał i to było ukartowane. Kochałam go ale ta sytuacja mnie tak zabolała, że zdecydowałam się zamienić i zacząć kroić cebulę. Nie musiałam tłumaczyć napływających łez do moich oczu.



Coraz bardziej zaniepokojony wybierałem ponownie numer Sakury. Komunikat mówił o abonencie tymczasowo nieosiągalnym. Kontaktowałem się też z Tenten w tej sprawie. Mówiła, że numer jest poprawny i gdy ponownie oddzwoniła to przerażona potwierdziła, że ma ten sam problem. Gdy skończyłem z nią rozmawiać to wkurwiony rzuciłem telefonem w ścianę.

- Kurwa! - zakląłem. To było zbyt piękne. Byliśmy już na Hawajach z powrotem w wynajętym przez Itachiego hotelu. Krążyłem po pokoju i miałem ochotę wyrwać sobie żyły. Byłem tak blisko, a tak daleko. Bałem się, że Sakura jest porwana. Moja wyobraźnia podsuwała mi same czarne scenariusze.

- Itachi. – powiedziałem, widząc go we drzwiach. Musiał spoglądać na mnie przez dłuższą chwilę, ale fiksowałem się jak nasza matka i nie dostrzegałem czasem tego, co się dzieje w okół mnie.

- Poinformowałem ojca. – rzucił. – Mają nam przysłać pomoc.

- Damy radę. – zdenerwowałem się. Nie chciałem widzieć ludzi mojego ojca. Pracował u niego mój rywal, Neji. Był wysoko w firmie i nie pasowało mi to, że tak dobrze się z nim dogaduje. Za szybko awansował. Słyszałem, że miał jakąś podrzędną firmę w Szwajcarii ale planował wystartować w Tokio. Ojciec widział w nim przyszłego partnera. Coś mi w nim kurewsko nie pasowało. Nie trawiłem go.

- Sasuke. Hawaje są olbrzymie. – Itachi nie zgadzał się ze mną. Nie damy rady.

- Nie chcę widzieć tu tej podrzędnej mordy Nejiego. – warknąłem i splunąłem przez balkon, przy którym się znajdowałem.

- Nie musi go przysyłać. Mogą być inni. – westchnął. Wiedział, że za sobą nie przepadamy.

- Damy radę. Itachi, kurwa. Jesteśmy Uchiha. Uchiha. Mam powtórzyć? – donośnie powtórzyłem nazwisko. Przemawiała ze mnie złość i furia. Itachi wycofał się.

- Żebyś później nie żałował, Sasuke. Ta dziewczyna jest więcej wart, niż myślisz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz